Kino bez wody

luty 5th, 2009 by Małgosia

I znowu wybrałam się na rozdanie nagród na węgierskim festiwalu filmowym (Magyar Filmszemle). A przecież wiem, że na ogół jest to dość nudna uroczystość, ale co tam, można spotkać wielu fajnych znajomych i to się liczy. (W Gdyni zakończenie festiwalu może się równać z galą oskarową, w Budapeszcie wybierają program minimum. Obie te opcje są dość dziwne, bo nie są nasze własne, lecz teatralne. Z tym tylko, że ta mocno przesadzona gala polska ma jednak posmak święta kina i ludzi, którzy się sporo natrudzili i zostali wyróżnieni.) Tym razem nie było nudno, było żenująco. Przede wszystkim facet, który prowadził (później dowiedziałam się, że był to András H., znany showmen, coś jak Szymon M. i Kuba W. w jednym) pojawił sią w starym podkoszulku, co nie byłoby jeszcze niczym nadzwyczjanym (praiwe wszyscy nagrodzeni wybrali ten styl), ale niestety zabawiał zgromadzonych słowem. Owszem, spora część publiczności bawiła się pysznie, ale na twarzach ludzi ze słuchawkami (goście zagraniczni) widać było raczej zdumienie. Bo kogo obchodzi jego trudne dzieciństwo, grzebanie w szambie i kłopoty w przedszkolu. Ale mnie zastanowiło to, że zaczął od słów: jest to uroczystość przegranych, bo tych jest zawsze więcej. Wyobrażam sobie, jak się poczuli artyści, czekający z przejęciem na wersdykt. I pomyślałam sobie, że właśnie to jest największa różnica między nami. W Gdyni – nawet jeżeli entuzjazm jest mocno udawany i w gruncie rzeczy życzymy konkurencji wszystkiego najgorszego – to jednak świętujemy nagrodzonych i cieszymy się z ich sukcesów. Jest to w końcu święto narodowego kina. A tutaj od razu żałujemy przegranych.No, ale gala nie ograniczyła się tylko do tego indywiduum. Byli nagrodzeni, którzy mimo wszystko spontanicznie i szczerze cieszyli się z nagród. Szczególnie uradował mnie sukces (główna nagroda) filmu Arona Matyassyego, bo znam tego ambitnego, obiecującego, skromnego i uroczego chłopaka. Nawet film „1” dostał trzy nagrody, w tym za zdjęcia, których autorem jest Máté, były student łódzkiej filmówki. Brawo!  Zresztą tegoroczne szemle należało do debiutantów, którzy w przeciwieństwie do polskich mistrzów kina są naprawdę młodzi.
Wyszynk, czyli podkładka do luźnych rozmów był delikatnie mówiąc skromniutki, ale szczytem było to, że organizatorzy nia zamówili napoi bezalkoholowych (już nie ma kierowców i nie daj Boże niepijących na tym świecie!), ale na samym środku bankietu był bufet i mogłam sobie kupić wodę mineralną za 300 forintów. Może jestem drobiazgowa? Być może, ale od razu zmieniłam zdanie o naszym małych cateringach w pracy.

aron.jpg
Aron, przed którym jest wielka przyszłość.

Kategoria: Świat

Zostaw komentarz

Time limit is exhausted. Please reload the CAPTCHA.

Uwaga: Moderacja jest wlaczona. Nie ma potrzeby ponownego wysylania.