Forest, krótka historia
Poznaliśmy się nie dawno, jakieś trzy lata temu. Po prostu przyszedł i powoli zostawał, a ja dawałam mu nadzieję na nowy dzień karmiąc rano i wieczorem. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. O nie. Raczej wzajemne podpatrywanie i poznawanie. Po jakimś czasie nawet pozwolił się pogłaskać, a później czesać jego zmarniałe futro. Efekty było widać gołym okiem. Z zapuszczonego, osieroconego – ale jednak gentelmena – stawał się całkiem ładny. Ale na bliższe stosunki jednak nie pozwalał, a ja nie nalegałam. Po jakimś czasie nasza znajomość spowszedniała i stała się rutynowa. Ja dbałam o zaopatrzenie, on pilnował domu i okolicy przed obcymi, a od czasu do czasu ucinaliśmy sobie małe pogawędki. Oprócz wykwintnego jedzenia lubił trzy rzezcy: ochłodę w bambusie, leżenie na stole i siedzenie na parapecie. Często siadał w oknie od strony tarasu i obserwował, co się dzieje w domu (niekiedy wręcz wpatrywał się natrętnie czym mnie mocno krępował). I tak płynęły dni, aż jakieś dwa tygodnie temu zauważyłam coś niepokojącego. Bardzo schudchł i spuchł w okolicach brzuszka – choć apetyt nadal mu dopisywał i miał smutną minkę. Lekarz poradził podawać lek, ale niestety, nie pomógł. Dzisiaj – przy pomocy sąsiadki, która użyczyła sprzętu – pojechaliśmy do przychodni. Urocza młoda pani doktór nie zostawiła cienia nadziei. Jest nieuleczalnie chory i zostało mu już tylko kilka dni, które mogą być dla niego bardzo bolesne i pełne strachu. Musiałam podjąć decyzję, a chodziło przecież o czyjeś życie. Po kilkunastu minutach spokojnie zasnął, a potem odszedł do Krainy Wielkich Łowów. I w tym momencie okazało się, jak bardzo staliśmy się sobie bliscy. Opuszczony kiedyś przez niegodziwego człowieka zaufał mi w ostatnich latach swojego życia. Mam nadzieję, że było mu u mnie dobrze i bezpiecznie. Taka jest krótka historia Foresta. Kota, który dostał drugą szansę i, którego mam nadzieję, nie zawiodłam.
wrzesień 15th, 2012 at 9:51 pm
Szerokiej drogi Forestku!