Odezwały się nożyce
Nie mam zwyczaju komentowania prasy, ale tym razem muszę zrobić wyjątek. W ostatnim kwartalniku Głos Polonii ukazał się sążnisty materiał napisany przez wiecznego obserwatora i komantatora życia polonijnego na Węgrzech. Znam człowieka od kilku dobrych lat i aż mi się wierzyć nie chce, że nadal odczuwa przyjemność w pisaniu: z żalem, z ubolewaniem, działania frakcyjne, wspólne kłopoty, problemy, itp. w kontekście naszego środowiska. Starym zwyczajem nasz Autor przydługi wstęp poświęca głównie chłostaniu samorządów wszelkiego stopnia, ale głównie wyższego. Podejrzewam, że może cierpieć na przymus czarnowidztwa, bo od lat nie zostawia na nich suchej nitki, podpierając się rozległą znajomością przepisów, i ustaw. Nikt nie mówi, że jest idealnie (jest to po prostu niemożliwe), ale czy na prawdę nie ma powodów do dobrego samopoczucia i odrobiny satysfakcji? Złe decyzje i nieodpowiedni decydenci zdarzają się przecież wszędzie (wystarczy posłuchać Dziennika na Węgrzech lub w Polsce). Czy jednak ciągłe dołowanie przyspieszy tak oczekiwaną poprawę sytuacji. A na czym to ona ma polegać? Otóż nasz Autor łamie ręce nad rozbijaniem Polonii, niespójnością i ogólnie mówiąc różnorodnością. Ja osobiście uważam jednak, że wielką rzeczą jest to, iż jesteśmy różni i mamy odmienne zainteresowania i potrzeby, a ich tolerownie i pielęgnowanie to prawdziwa lekcja demokracji. Mieliśmy już w historii jedną słuszną linię. (Tamte czasy – chcąc nie chcąc – przypominają niektóre sformułowania naszego Autora: być ostoją, zwarcie szeregów, itp.) I co? Nie sprawdziło się, bo jest to po prostu niemożliwe. Dlatego też – dopóki są chętni – potrzebne są i wyjazdy do Zakopanego lub do wód, i bale oraz festyny, i konferencje, wystawy czy zawody sportowe, a także akademie ku czci i składanie wieńców. Tak, to wszytko nas wzbogaca, łączy i zachęca, żeby być i trwać razem, w naszej polskości. Niech powstają nowe organizacje skoro jest na nie popyt i nie doszukujmy się w każdej z nich zdrady i pogłębiania podziałów lub groźnych zapędów ludzi czekających na wejście na świecznik. To błędne rozumowanie, bo nawet dziecko wie, że praca dla innych to poświęcanie własnego czasu i energii. Gdyby w tych najstarszych ugrupowaniach byli tacy chętni, to dzisiaj nie mieliby kłopotów z dialogiem ze zwykłymi ludźmi; również z młodzieżą i inteligencją. I tu dochodzimy do dość bolesnego momentu: Autor ubolewa nad zniknięciem inteligencji polonijnej, która powinna być inspiratorem działań. Pragnę go uspokoić, że inteligencja jest, istnieje, ma się dobrze, a ponieważ niektórzy działacze upatrywali w niej zagrożenie dla siebie, to skutecznie udało im się zrazić ją do przestarzałych i niereformowalnych struktur. I nie ma co owijać w bawełnę. Inteligencja to nie zawsze tzw. działacze. To baza, przy pomocy której i dla której warto pracować. Trzeba tylko umieć się wsłuchać w to, co ta inteligencja ma do powiedzenia. Dlatego też, nie znajdując dla siebie miejsca w świecie pielęgnującym martyrologię i mitologię przeszłości, tworzą się nowe organizacje. I jak najbardziej błędne i szkodliwe jest stwierdzenie, że nowe organizacje nie są alternatywą dla istniejących od dawna stowarzyszeń, a ich powstawanie pogłębia tylko istniejące podziały (…). Łatwo jest tłumaczyć swoje niepowodzenia nieobecnością innych. Nikt nie lubi być traktowany przedmiotowo, a kiedy ma odmienne zdanie np. na temat akademii z okazji to spotyka sią z wrącz publicznym poteępieniem.Możnaby tu przeanalizować jeszcze wiele z tez zwartych w artykule naszego Autora, ale przecież nie o to chodzi. Przytoczę jeszcze jedną myśl z tego przydługiego wywodu, z którą się po części zgadzam: „(…) poważnym błędem w dotychczasowej pracy samorządu jest to, że nie zainspirował on powstania jakiegoś pozytywnego w węgierskiej rzeczywistości programu czy strategicznego projektu dotyczącego polityki, głównych celów i zadań dla całej polskiej mniejszości (…)”. Uważam, że teraz powinien nastąpić autentyczny dialog i debta, do której – mam nadzieję – i powyższe słowa się przyczynią. Trzeba skończyć z polowaniami na czarownice i zająć sią tym, co każdy potrafi najlepiej. Już żałuję, że 11 października (wtedy odbędzie się seminarium w mieście Autora) będę w zupełnie innym miejscu na Węgrzech, bo chętnie bym zabrała głos. Tylko, że… chyba nie mam co liczyć na zaproszenie.
Kategoria: Apolonia W.