
Po tegorocznej Gdyni chce się żyć, żeby doczekać kolejnych, tak udanych festiwali i zobaczyć kolejne polskie filmy.
Już przed Gdynią mówiono, że tak silnego festiwalu już dawno nie było. I faktycznie, przyjemnością było oglądanie filmów, a jury miało trudne zadanie obdzielenia nagrodami. Tym bardziej, że kilka filmów miało już na koncie nagrody zebrane w świecie. Osobiście uważam, że niesłusznie pominięto w werdykcie Dziewczynę z szafy, Drogówkę (nagroda za montaż) i Imagine (nagroda za dźwięk). Ale głównie emocje wśród widzów wzbudzały domysły, kto będzie głównym wygranym. I ja miałam z tym problem, bo aż trzy filmy były moimi faworytami, i wszystkie dostały w końcu najwyższe noty, choć nie w takiej kolejności, o jakiej myślałam.
Filmem, który najbardziej pozostał we mnie jest W imię… Małgośki Szumowskiej. Może to wynik chwilowego nastroju lub wypoczętego umysłu (oglądałam o 9 rano), ale ta historia poruszyła mnie najmocniej. I co ciekawe wcale nie ze względu na „skandalizujący” wątek miłosny księdza Adama. Historia jest tak spójnie opowiedziana, że inne preferencje bohatera odebrałam jako rzecz najbardziej naturalną na świecie. Po prostu Adam porywa mnie ze sobą od pierwszej do ostatniej minuty i nie ma nic zbędnego w tej historii, choć czasami ocierałam się o zbytnią dosłowność (on Adam, ona – Ewa, on uczy go pływać, jakby podczas chrztu, taniec po pijanemu z fotografią papieża, itd.). Jest przeraźliwie samotny i pogubiony, i nie ma się do kogo przytulić. A najsmutniejsza jest scena w kościele, gdy pyta, czy może się wyspowiadać, a sprzątaczka odpowiada, że nie, bo przecież jest sprzątanie!!! I dopiero przyjazd chłopaka uspokaja mnie, bo widać szansę na chwilę miłości i bliskości.
http://www.youtube.com/watch?v=wu9rh2ZGq64
Drugim, również cudownym przeżyciem filmowym był obraz Macieja Pieprzycy Chce się żyć. I tutaj także widać przede wszystkim wspaniałą kreację aktorską Dawida Ogrodnika. Niby film jest o czymś innym, niż „W imię…”, ale czy na pewno? Samotność, nierówna walka ze światem, podatność na ludzkie słabości – ale jakie nałogi może mieć niepełnosprawny – może podglądać damskie biusty. I w końcu wygrana, jaka by nie była. Piękny, wzruszający i mądry film, który ma misję poprawienia naszego widzenia innych ludzi. I chociaż nie uniknęłam porównania z Moją lewą nogą (jeden z moich ulubionych filmów) to jednak to film Pieprzycy wyszedł obronną ręką.
http://www.youtube.com/watch?v=qHZo0LMBOw4
I wreszcie trzeci z najlepszych – według mnie – tytułów: Ida. Film mocny ubóstwem środków, magią obrazów i mocą aktorek. Urok tego filmu nie był dla mnie oczywisty od pierwszego kadru, wchodziłam w niego z mozołem i powoli. Ale za to później jaka przyjemność! I słuszna nagroda główna. http://www.youtube.com/watch?v=3B51y2DJWvQ
Bardzo czekałam na Papuszę Krauzów. Perfekcyjne obrazy i muzyka zostaną na długo, sama historia – chyba jednak nie. Najbardziej w „Papuszy” zabrakło mi Papuszy, kobiety i poetki, jej wierszy. Owszem, poznałam jej świat, ale czy poznałam i ją? Chyba nie. Natomiast wielkie podziękowania należą się twórcom za wybór opcji czarno-białej, na przekór temu, że krajobraz cygański kojarzy się z orgią kolorów i barw.
Dużą przyjemnością była Dziewczyna z szafy, http://www.youtube.com/watch?v=kjUSgxOjcyg , Drogówka http://www.youtube.com/watch?v=p-hyCMxuDCY i Imagine http://www.youtube.com/watch?v=Q4CThklYtFo. Pierwszy z nich, magiczny, drugi – po prostu Smarzowski, czyli świetny, a trzeci to kolejny doskonały Jakimowski. Zabrakło dla nich nagród z wyższej półki, ale widzowie długo będą je pamiętali. Kolejne miłe wspomnienia to Miłość Fabickiego i Płynące wieżowce Wasilewskiego, oba o trudnym zdobywaniu i utrzymaniu miłości, o spojrzeniu w głąb samego siebie. Niby zwykłe tematy, ale jakże ważne, żebyśmy mogli normalnie funkcjonować.
Najmniej urzekły mnie Bejbi blues i Układ zamknięty, a pomyłką były Nieulotne i Ostatnie piętro. I dla pełnego obrazu trzeba wspomnieć o filmie Jacka Bromskiego Bilet na księżyc, który jako jeden z niewielu reprezentował kino rozrywkowe i w takim sensie nie zawiódł, ale i nie powalił na kolana.
Oczywiście wszelkie oceny, to wypadkowe indywidualnych gustów, a z tymi się nie dyskutuje. Pewne jest natowmiast, że w tegorocznych filmach, jak nigdy dotąd, silna jest obecność bohaterów niepełnosprawnych (Chce się żyć, Dziewczyna z szafy, Imagine, W imię…, Miłość) i mocno pogubionych. Reżyserzy polubili długie sekwencje, bohaterowie znacząco się namyślają nad wypowiedzeniem kolejnych kwestii i nie gardzą seksem. Nie było historycznych fresków i podniosłych klimatów. Teraz przyjdzie czas na Wałęsę, który będzie nas reprezentował w wyścigu do oscara. Aż szkoda, że tego filmu w Gdyni nie było. Był natomiast pokaz Wenus w futrze Romana Polańskiego – czysta filmowa przyjemność; mądra w całej swej subtelności i skromności. Tak, jak jej autor. I po to warto było pojechać do Gdyni.

foto: Grażyna Wanat