Na dobry początek… Jancsó
2 lutego 2010 zainaugurowano 41 Tydzień Filmu Węgierskiego. Nie będę się tutaj znęcać nad organizatorami za fatalny – według mnie – przebieg tego wydarzenia i narzekać na prawie godzinne czekanie, aż coś się zacznie i/lub ktoś z szacunku dla zebranych, coś wytłumaczy. Nie będę też po raz kolejny zastanawiać się nad spokojną akceptacją tego stanu przez Węgrów, bo też nie o to chodzi. Można wszystko zwalić na kryzys i mamy z głowy. Najważniejszy dla mnie moment to film Miklósa Jancsó (lat 88). Ta węgiersko-austriacko-polska koprodukcja „Szlag trafił sprawiedliwość” (Oda az igazság) otworzyła cały Przegląd Filmów Węgierskich. Do zrealizowania swojego najnowszego obrazu legenda europejskiego kina poprosiła rodzinę i przyjaciół, czyli właściwie czołówkę aktorów węgierskich i innych znajomych, m.in. Györgya Cserhalmiego, Zoltána Mucsiego, László Gálffiego, Lajosa Balázsovitsa a także
Fabuła filmu „Szlag trafił sprawiedliwość!” rozgrywa się w dobie Renesansu. Jancsó opowiada o trzech okresach życia władcy: walka o tron, sprawowanie i przekazanie władzy synowi oraz scheda po śmierci króla i niepewność losów korony. Reżyser umieścił co prawda akcję filmu w odległej historii ale jednocześnie daje widzowi jasne znaki, że chodzi jak najbardziej o współczesne problemy i dylematy władzy i z władzą. Trzeba tylko umieć je rozebrać z kostiumu i odczytać. Mimo, że nie wszystko zrozumiałam, to ogólne wrażenie mam oczywiste: Mistrz podsumował swoje dokonania, powrócił do estetyki i długich ujęć z młodych lat, dodał szczyptę ze swoich fars filmowych, namieszał i zostawił widza z tym bigosem. Kto lubi takie smaki, polubi i ten film. Natomiast warto odnotować, że po raz pierwszy w „tysiącletniej historii sympatii polsko-węgierskiej” z ekranu słyszymy po raz pierwszy – i to w wykonaniu naszego Kmicica – epokowy slogan: Polak, Węgier, dwa bratanki…
Polska reprezentacja na planie: Daniel O., Grzegorz T. i Andrzej N.
Kategoria: Yes, comment